Sylwetki Swarzędzan - Zdzisław Sadowski

2016-10-05 Sylwetki Swarzędzan - Zdzisław Sadowski

Kolejną swarzędzką „Sylwetką” jest człowiek znany doskonale pokoleniom swarzędzan od wieku, powiedzmy, 40+ poczynając. Tym bardziej warto go przedstawić naszym Czytelnikom, zwłaszcza tym, którzy uwierzyli, że nasza historia zaczęła się w roku 1989. Otóż nie, przedtem też coś było! I to nie same ruiny, bo po ponad ćwierćwieczu ciągle jest co prywatyzować (albo rozkradać, jak twierdzą niektórzy).

Pan Zdzisław Sadowski nie jest swarzędzaninem z urodzenia, urodził się w najgorszym, wojennym czasie, 19 grudnia 1941 roku, w Poznaniu. Lata wczesnego dzieciństwa upłynęły mu w okupacyjnej i tuż powojennej biedzie. W rodzinnym mieście ukończył szkołę podstawową nr 9 i podjął naukę w Technikum Chemicznym nr 1. Była to przez wiele lat solidna szkoła dająca bardzo dobre przygotowanie do pracy w przemyśle chemicznym. Przemysł ten był w Poznaniu i okolicach silnie rozwinięty, wystarczy wspomnieć tylko te największe zakłady: „Stomil”, „Lechię” (późniejszą „Pollenę-Lechię”), czy lubońskie Zakłady Nawozów Fosforowych.

Zgodnie z zamiłowaniami pan Zdzisław wybrał kierunek studiów - oczywiście chemię. W latach 1961-1966 studiował na Wydziale Chemii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Tam też wyzwoliła się jego społecznikowska pasja. W czasie studiów był przewodniczącym Rady Uczelnianej Zrzeszenia Studentów Polskich (ZSP) i członkiem Rady Naczelnej ZSP w Warszawie. W tym miejscu warto poinformować, zwłaszcza młodszych Czytelników, co to była za organizacja. ZSP było masową, apolityczną organizacją samorządową skupiającą znakomitą większość studentów, ze sporym przybliżeniem można stwierdzić, że czymś na kształt związku zawodowego studentów. Na apolityczny charakter ZSP ówczesne władze miały duży apetyt, organizacja broniła się dzielnie, nie pozwalając na zbytnią ideologizację. Udało się to władzom dopiero na początku lat siedemdziesiątych, ale to już całkiem inna historia.

UAM nie był ostatnią uczelnią naszego bohatera; w latach 1970-1973 studiował zaocznie ekonomię w ówczesnej Wyższej Szkole Ekonomicznej (dzisiejszy Uniwersytet Ekonomiczny) w Poznaniu, później były jeszcze roczne studia podyplomowe w Warszawie, a w roku 1984 uzyskał dyplom mistrzowski w poznańskiej Izbie Rzemieślniczej.

Zamiłowanie do pracy społecznej, wyniesione ze studiów, zaowocowało podjęciem działalności radnego Rady Miejskiej Poznania, w najtrudniejszej chyba wtedy i dziś komisji - Komisji Mieszkaniowej. Potrzeby były liczone w tysiącach, mieszkania komunalne do rozdziału liczono w dziesiątkach, czasami setkach. Polska lat siedemdziesiątych była krajem burzliwego („dynamicznego”, jak wtedy mówiono) rozwoju, zwłaszcza pierwsze pięciolecie dekady, jakże kontrastujące z ostatnimi latami rządów Władysława Gomułki. To wtedy pojawiły się na dużą skalę „maluchy”, pralki automatyczne, telewizory do odbioru w kolorze, artykuły konsumpcyjne i spożywcze z Zachodu, można było jechać na urlop do Bułgarii, czy nawet Jugosławii (nie wszyscy wszakże). Stworzono wtedy ponad pięć milionów nowych miejsc pracy, zbudowano ponad pięć milionów mieszkań, rozwinięto praktycznie wszystkie gałęzie przemysłu, energetyki i rolnictwa. Faktem jest, że na mieszkanie trzeba było czekać średnio 5-6 lat, ale nie było potrzeby brania kredytu w CHF na trzydzieści lat...

Naturalnym odruchem wielu, zwłaszcza ludzi młodych, była chęć do włączenia się w „budowę drugiej Polski”. A że na czele przemian stała ówczesna PZPR, wstępowanie do niej było nader liczne. Również i bohater naszej sylwetki znalazł się w jej szeregach, gdzie pełnił wiele funkcji, m.in. I sekretarza organizacji zakładowej w PZOS „Stomil”, sekretarza Komitetu Gminnego w Czerwonaku, Komitetu Powiatowego w Poznaniu. W latach 1975-1981 był I sekretarzem Komitetu Miejsko-Gminnego w Swarzędzu.

W 1975 roku pan Sadowski został wybrany na funkcję przewodniczącego Rady Narodowej Miasta i Gminy Swarzędz. Podobnie jak w całym kraju, również i w Swarzędzu okres lat siedemdziesiątych był okresem największego (jak dotąd) rozwoju miasta. Jak grzyby po deszczu powstawały kolejne osiedla mieszkaniowe Spółdzielni Mieszkaniowej wraz z niezbędną infrastrukturą, przybywało miastu nowych mieszkańców, budowano nowe ulice i ciągi komunikacyjne. Wtedy właśnie powstały podstawy rozbudowanej komunikacji autobusowej zapewniającej łączność z Poznaniem i terenem gminy. Przy okazji nie sposób nie wspomnieć np. o nowych szkołach, przedszkolach, o kładce nad trasą szybkiego ruchu w ciągu ulicy Kórnickiej, czy o terenie nowego cmentarza komunalnego w Gortatowie. Wszystkie te inwestycje wymagały szeregu działań, zwłaszcza w zakresie pozyskania i uzbrojenia terenów. Każdy, kto pamięta realia tamtych lat wie, że bez osobistego zaangażowania szefów władz administracyjnych i partyjnych niewiele by się dało zrobić. Duży był w tym wkład pracy pana Sadowskiego i warto o tym pamiętać...

Lata spędzone w Swarzędzu pan Sadowski wspomina z nieskrywanym sentymentem. Zapytany o ludzi, z którymi wtedy współpracował wymienił Naczelnika Miasta i Gminy Czesława Piskorka, prezesa Pawła Pawłowskiego i księdza Bogdana Podhalańskiego („to był wielki społecznik”).

W 1981 roku pan Zdzisław Sadowski został prezesem Zarządu Spółdzielni „Jedność”; firmy bardzo zasłużonej dla Swarzędza, powstałej w roku 1937. Funkcję tę pełnił do roku 1985, od tego roku był dyrektorem Spółdzielni i pełnomocnikiem jej Zarządu. Okres lat osiemdziesiątych był bardzo trudny dla Spółdzielni, ostre niedobory materiałowe, bardzo ograniczony import surowców i komponentów do produkcji stolarskiej, powodowały spore napięcia i niezadowolenie członków i klientów Spółdzielni.

Za swą pracę zawodową i społeczną był wielokrotnie wyróżniany i nagradzany, m.in. Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi i złotą odznaką CZSBM (Centralny Związek Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego).

Obecnie pan Zdzisław Sadowski jest na emeryturze, stara się w miarę możliwości pomagać swoim trzem dorosłym synom i ich bliskim (żona pana Zdzisława zmarła ponad dwadzieścia lat temu). Ma wreszcie czas na rozliczne zainteresowania: sport, motoryzację, a przede wszystkim na ulubioną literaturę historyczną i polityczną. Podczas wizyty u pana Sadowskiego kątem oka dostrzegłem, że właśnie „na tapecie” była książka laureata Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla Josepha Stiglitza „Cena nierówności”.

 Piotr Osiewicz

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies). Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki będą one zapisane w pamięci urządzenia. RozumiemDowiedz się więcej