"Wielcy i Mali"

2016-11-08

Zachęcamy do obejrzenia materiałów filmowych o mieszkańcach spółdzielczego osiedla - Jolancie i Aleksandrze Kujawskich. Pani Jolanta jest członkiem Rady Nadzorczej Spółdzielni Mieszkaniowej w Swarzędzu oraz Prezesem swarzędzkiego oddziału Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, natomiast pan Aleksander jest lotnikiem, sternikiem, społecznikiem... Niżej zamieszczamy również sylwetkę Pana Aleksandra publikowaną na łamach "Informatora Spółdzielczego" w 2012 r.

Film "Wielcy i mali"

Filmy Telewizji STK:


SYLWETKI SWARZĘDZAN:

ALEKSANDER KUJAWSKI

Kolejna swarzędzka Sylwetka to człowiek ze wszech miar niezwykły. Wszyscy poprzednicy na ogół stąpali twardo po ziemi, pan Aleksander Kujawski najlepiej czuje się w powietrzu. Życiorysem pana Aleksandra można by śmiało obdarzyć kilka osób i nie byłyby to życiorysy nudne. Zanim omówimy kilka z nich, muszę przytoczyć motto życiowe pana Kujawskiego „Quidquid agis prudenter agas et respice finem”, co oznacza „cokolwiek czynisz, czyń rozsądnie (czysto) i patrz końca”. Nasi Czytelnicy przekonają się, że całym swym życiem pan Aleksander udowadnia słuszność przyjętej maksymy.

Zatem życiorys pierwszy, biograficzno-zawodowy. Aleksander Kujawski urodził się w 1931 roku w Częstochowie. Tam też ukończył kolejno szkołę powszechną, gimnazjum i liceum, na Politechnice Częstochowskiej uzyskał dyplom magistra inżyniera metalurga o specjalności odlewnik. Nakaz pracy (wyraz nieznany dla dzisiejszej młodzieży kończącej studia) rzucił go do Ozimka k/Opola, do huty „Małapanew”. W tej hucie pan Aleksander przepracował na różnych stanowiskach dwanaście lat. W 1966 r. otrzymał przeniesienie służbowe (wyrazy nieznane dla dzisiejszej młodzieży) do poznańskiego „Pometu”, gdzie był m.in. kierownikiem Wydziału Odlewni, szefem Wydziału, wreszcie zastępcą szefa kontroli jakości. Starsi Czytelnicy zapewne pamiętają, jak wielką i liczącą się firmą był wtedy „Pomet”, zatrudniający 4 tysiące pracowników.
Rok 1972 to szczególny rok w karierze zawodowej pana Kujawskiego, siedem miesięcy w Indiach, jako jedyny Polak, odpowiedzialny za zamknięcie dużego kontraktu budowy odlewni w Ranipur. Całkowicie obce mentalnościowo środowisko, trudny egzamin zawodowy, ogromna odpowiedzialność za dotrzymanie terminu uruchomienia odlewni. Egzamin zdany na 5! Po powrocie w latach 1978-1981 praca na stanowisku konstruktora odlewni a od stycznia 1982 na dyrektorskim stanowisku w Fabryce Armatur w Swarzędzu. I tak do emerytury w roku 1990. Ale na tym nie koniec. Pan Aleksander uruchomił własną działalność gospodarczą, utworzył firmę transportową; ciężarówkę firmy „Alex-Traders” można było spotkać w całej Europie. Później było jeszcze kierowanie budowami w Niemczech i kilka innych zajęć.

I życiorys drugi, związany z główną pasją życia towarzyszącą panu Aleksandrowi od dzieciństwa do dziś. To lotnictwo. Zaczęło się to w 1948 roku, w szeregach organizacji Służba Polsce (zadanie dla młodych Czytelników: poszukajcie w Internecie, co to była SP) w Oddziale w Stalinogrodzie, bo tak wtedy nazywały się Katowice. Pierwsze wzbicie się w powietrze w dniu 13.07.1948 r. w Polskim Nowym Młynie k/Sławna. Potem były ich tysiące, ale pan Aleksander ten dzień zapamiętał na zawsze. Tak jak swego instruktora Tadeusza Górę, generała lotnictwa, pierwszego na świecie, w 1938 roku, zdobywcę medalu Lilienthala; ten medal to coś więcej, jak tuzin Oscarów naraz. Jak się ma takich nauczycieli jak gen. Góra, to postępy robi się szybko; w 1950 roku trzecia klasa pilota szybowcowego, w tymże srebrna odznaka szybowcowa, potem kolejne aż do najwyższej – złotej odznaki szybowcowej z trzema diamentami. Ale to w roku 1989.
Wracamy do początków; w roku 1951 jak grom z jasnego nieba spadła na pana Aleksandra decyzja władz bezpieczeństwa – skreślenie, wraz z bratem Janem, z listy pilotów! Wszystkiemu „winne” niewłaściwe pochodzenie, to synowie kapitalisty! Pan Piotr Kujawski senior miał małą firmę, zatrudniającą kilka osób… Pierwsza myśl pana Aleksandra to samobójstwo; nie widział sensu życia poza lataniem. Tym bardziej, że zakaz obejmował również studia lotnicze, które nasz bohater chciał podjąć. Ta fatalna sytuacja trwała aż do 1956 roku, do gomułkowskiej odwilży. Znów można było wzbić się w niebo! Równolegle z szybownictwem, ze zdobywaniem kolejnych uprawnień w tej dziedzinie, pan Aleksander latał na samolotach silnikowych; w polskich aeroklubach nie ma takiego samolotu, którego by nie prowadził. A zaczynał od poczciwego PO2, popularnego kukuruźnika. Swą wielką wiedzę lotniczą ochoczo przekazuje innym, w 1967 uzyskał uprawnienia instruktorskie II klasy, w roku 1991 instruktora I klasy. Pan Kujawski ma uprawnienia do pilotowania 21 typów szybowców!
W 1998 roku, roku swego złotego jubileuszu latania (50 lat awiacji), pan Kujawski obleciał „Wilgą” w ciągu siedmiu dni całą Polskę, odwiedzając swych przyjaciół w polskich aeroklubach, wszędzie serdecznie witany. Szczególnym sentymentem darzy Aeroklub Opolski, którego był współzałożycielem w 1956 roku i poznański, którego członkiem jest od 1966 roku. Mimo ukończonych 81 lat pan Aleksander ciągle lata, a nie jest to takie proste, bo o dopuszczeniu do latania decyduje surowa komisja lekarska Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej. Zdrowie zatem nieźle dopisuje naszemu bohaterowi, zresztą pan Kujawski twierdzi, że człowiek jest młody tak długo, jak tego chce. Quidquid agis…

Trzeci życiorys jest związany z żaglami. Gdy zakazano panu Aleksandrowi latania, przerzucił się na morze. Uzyskał stopień sternika jachtowego, następnie sternika morskiego. Na pełnomorskim jachcie „Wagabunda” z poznańskiego PTTK opłynął Bornholm (o zawijaniu do kapitalistycznego portu nie było mowy, mimo że wiała „7” a silnik odmówił posłuszeństwa, i kto go naprawił?). Było jeszcze wiele rejsów po Bałtyku i po wodach śródlądowych. Sentyment do żagli pozostał, ale lotnictwo wzięło jednak górę. Trzeba jeszcze dodać, że pan Kujawski w latach przymusowej rozłąki z lataniem, samodzielnie zbudował radiostację, zdobył licencję krótkofalowca, znawcom tematu podaję tylko „SP6NW”, wiecie o co chodzi? A jeszcze do tego kilkadziesiąt lat członkowstwa i działalności w Polskim Związku Wędkarskim i jasne jest, że pana Aleksandra czas się nie ima.

Kolejny życiorys to działalność społeczna. Trudno wymienić wszystkie jej rodzaje przez kilkadziesiąt lat życia, wszystkie organizacje. Jednak nie do pominięcia jest jego zaangażowanie się w Spółce „Nowina” i wydawanie „Tygodnika Swarzędzkiego” w latach 1984 do 1985.

Od wielu lat pan Aleksander jest wolontariuszem, wiceprezesem Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Swarzędzu, wspólnie z żoną panią Jolantą aktywnie pracuje w swarzędzkim PKPS-ie , współpracują z Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Swarzędzu i starają się pomóc wszystkim, którzy tej pomocy potrzebują. Czyni to zgodnie ze swą zasadą „quidquid agis…”, więc na pewno dobrze.

Piotr Osiewicz
Sylwetka była publikowana na łamach "Informatora Spółdzielczego" w 2012 r.

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies). Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki będą one zapisane w pamięci urządzenia. RozumiemDowiedz się więcej