Salon... uciech w Swarzędzu

2016-03-18 Salon... uciech w Swarzędzu

 

Mieszkam w bloku nr 7 na os. Dąbrowszczaków. W tymże bloku znajduje się pomieszczenie, które wg informacji zamieszczonej na drzwiach przez firmę zajmującą się nieruchomościami, można wynająć. Chciałbym wiedzieć, czy Spółdzielnia jest zorientowana, co obecnie mieści się w owym pomieszczeniu? Otóż właściwie, to sami nie wiemy. Na pewno jest to miejsce spotkań osób, które chcą pograć na automatach, obejrzeć mecze, pośpiewać, powrzeszczeć, poprzeklinać, itp. Ale jest to też miejsce, w którym przede wszystkim, można napić się piwka i to w nieograniczonej ilości i to o każdej godzinie dnia, jak również i w nocy (…) Z zewnątrz nic nie widać, drzwi są dobrze oklejone folią nie przepuszczającą światła. Bywalcy wchodzą i wychodzą, trzaskając drzwiami i wymieniając puste butelki na pełne. Często ledwo trzymają się na nogach. Władze Spółdzielni zgadzają się na funkcjonowanie takiego lokalu? Klubu nocnego? W budynku mieszkalnym, gdzie mieszkańców obowiązują określone obowiązki i regulamin?
  Takimi słowami zaczyna się list skierowany po pomoc do Spółdzielni.

Problem opisywany przez mieszkańca byłby zlikwidowany natychmiast, gdyby to Spółdzielnia była właścicielem wskazanego lokalu użytkowego. Spółdzielnia nie wyraża bowiem zgody na tego rodzaju działalność w swoich lokalach użytkowych (kilka tygodni temu Zarząd odrzucił wniosek o utworzenie podobnego salonu w jednym z lokali w Antoninku). Niestety właścicielem lokalu użytkowego na os. Dąbrowszczaków jest firma, które może wynająć pomieszczenie komu chce, mimo że najemca ewidentnie nie szanuje ani sąsiadów ani ciszy nocnej (do Spółdzielni kierowanych jest wiele skarg) i narusza art. 144 Kodeksu Cywilnego: „Właściciel nieruchomości powinien przy wykonywaniu swego prawa powstrzymywać się od działań, które by zakłócały korzystanie z nieruchomości sąsiednich ponad przeciętną miarę, wynikającą ze społeczno-gospodarczego przeznaczenia nieruchomości i stosunków miejscowych” oraz art. 51 Kodeksu Wykroczeń: „§ 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu (orzekanej w wymiarze od 5 do 30 dni), ograniczenia wolności (trwa 1 miesiąc) albo grzywny (wymierzanej w wysokości od 20 do 5000 złotych). § 2. Jeżeli czyn określony w § 1 ma charakter chuligański lub sprawca dopuszcza się go, będąc pod wpływem alkoholu, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.”

Mało tego, 6 marca mieszkańcy budynku wyczuli ulatniający się w dużym stężeniu gaz. Wezwana na miejsce Straż Pożarna zlokalizowała źródło gazu nie gdzie indziej, jak w opisywanym pomieszczeniu. Okazało się, że „bywalcy miniklubu nocnego” ogrzewali pomieszczenia piecykiem gazowym, co jest zabronione przepisami prawa i regulaminem Spółdzielni. Strach pomyśleć, co mogłoby się stać z ludźmi i budynkiem wielorodzinnym, gdyby doszło do wybuchu butli gazowej.

Spółdzielnia postanowiła porozmawiać z osobami wynajmującymi pomieszczenie, jednak nie stawiły się one na wyznaczonym spotkaniu. Nie reagują również na kierowane do nich pisma. Zarząd postanowił więc skierować oficjalne pismo do swarzędzkiej Policji, prosząc o nadzór policyjny opisywanego lokalu. Mieszkańców prosimy, aby informować Policję w każdym przypadku zakłócaniu spokoju lub ciszy nocnej.

JC

Gra w (jednorękiego) „bandytę”

Zgodnie z obwiązującą Ustawą o grach hazardowych (ugh), wraz z końcem 2015 roku wygasły ostatnie zezwolenia na wystawianie automatów do gier (popularnie nazywanych jednorękimi bandytami) w „dowolnych” miejscach (np. puby). W związku z tym od początku bieżącego roku automaty znajdować się mogą wyłączenie w kasynach.

Ustawa o grach hazardowych wprowadziła teoretycznie bardzo restrykcyjne przepisy związane z organizacją gier hazardowych. Po okresie przejściowym (do czasu wygaśnięcia wydanych zezwoleń, czyli do grudnia 2015 roku), dostęp do gier hazardowych miał być mocno ograniczony. „Jednoręki bandyta” oraz inne tego typu rozrywki odtąd dostępne miały być wyłącznie w kasynie, a zorganizowanie takowego do łatwych nie należy. Warto tylko napomknąć tu o tym, że w miejscowości do 250 tys. mieszkańców może być tylko jeden taki przybytek (w przypadku większych miejscowości na każde rozpoczęte 250 tys. może być 1 kasyno), a w skali województwa liczba kasyn nie może przekroczyć 1 na pełne 650 tys. mieszkańców. Spółka prowadząca kasyno (akcyjna lub z ograniczoną odpowiedzialnością) musi być zarejestrowana na terenie Polski oaz posiadać kapitał zakładowy nie mniejszy niż 4.000.000 zł, którego legalność należy udokumentować. Czyli biznes nie dla każdego.

Tyle teoria... A praktyka, jak to często bywa, jest rozbieżna… Wynika to przede wszystkim z tego, że automaty do gier przynoszą tak ogromne zyski, że ewentualne kary nie są takie straszne. I choć służby celne robią, co w ich mocy, magazyny pękają w szwach od zarekwirowanego sprzętu, to nowe salony gier wyrastają jak grzyby po deszczu. Niejednokrotnie taka nielegalna działalność prowadzona jest w firmach – krzakach, założonych często na „pożyczony” dowód. I nawet ukarać nie ma kogo…
Problem generalnie jest bardzo złożony. Według szacunków jedna maszyna do gier potrafi przynosić dochody rzędu 12 tysięcy złotych miesięcznie. Tak więc, nomen omen, gra warta jest świeczki. Gdyby nie był to tak popularny towar, nikt by się nie narażał. A skoro jest popyt, to jest i podaż. A że nielegalna… Klasyk by powiedział, że tym gorzej dla prawa... Bo przecież można by było czerpać z tego ogromne zyski z podatków… Ale może to właśnie tylko „zakazany owoc” tak dobrze smakuje…

R.O.

Ta strona korzysta z ciasteczek (cookies). Korzystając z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki będą one zapisane w pamięci urządzenia. RozumiemDowiedz się więcej